Polonistyka

Forum studentów Filologii Polskiej na UwB


#1 2008-11-14 20:37:49

Mariusz

Administrator

8135851
Call me!
Skąd: Białystok
Zarejestrowany: 2008-10-27
Posty: 24
Punktów :   
WWW

Platon "Państwo" Księga 7 2/2

wydaje się nam niezbędny, skoro on widocznie skłania duszę, żeby się sa- B
mym rozumem posługiwała, aby osiągnąć samą prawdę.
- No tak - powiada. - On to robi w wysokim stopniu.
- No cóż? A toś już zauważył, że ludzie zdolni do rachunków objawiają
bystrość po prostu w każdym przedmiocie nauki, a głowy ciężkie, jeżeli je
w tym wykształcić i wyćwiczyć, to choćby żadnej innej korzyści nie odnosiły,
jednak korzystają, bo stają się bystrzejsze, niż były.
- Jest tak - powiada.
- Doprawdy, ja mam wrażenie, że niełatwo i niewiele znajdziesz takich C
przedmiotów, które by więcej trudu wymagały od kogoś, kto się ich uczy
i w nich się ćwiczy.
- No nie.
- Więc z tych wszystkich powodów nie zaniedbywać tego przedmiotu,
tylko niech się na nim kształcą najzdolniejsi z natury.
- Zgadzam się - mówi.
- Więc to jedno - powiedziałem - niech już u nas leży. A drugie, blisko IX
z tym związane, może obejrzymy, czy się nam na coś przyda.
- Co takiego? Ty zapewne myślisz o geometrii? - powiada.
234 Platon, Państwo 526 C
- Właśnie o tym samym - mówię ''.
D - Co się w niej wiąże ze sztuką wojskową, to jasna rzecz, że się przyda. Do
wytyczania obozów i zajmowania miejscowości, do skupiania i do rozwijania
wojska, i jak je tam inaczej układają już w samych bitwach i w marszach;
w tym wszystkim wiele znaczy to, czy się ktoś zna na geometrii, czy nie.
- No tak - powiedziałem - jeżeli chodzi o takie rzeczy, to by wystarczyła
jakaś krótka cząstka geometrii i rachunków. A trzeba się zastanowić nad jej
częścią większą i dalej idącą, czy ona też jakoś do tamtego zmierza, czy uła-
E twia dojrzenie idei Dobra. A do tego zmierza, powiemy, wszystko, co duszę
skłania, żeby się zwróciła do tamtego świata, gdzie mieszka byt najszczęśliwszy,
który ona musi zobaczyć na wszelki sposób.
- Słusznie mówisz - powiada.
- Nieprawdaż, jeśli zmusza do oglądania bytu, przyda się; jeśli do zjawisk,
które powstają i giną, nie przyda się.
- Mówimy to przecież.
527 - Zatem nie będą się z nami przynajmniej o to spierali - dodałem - ci,
którzy się choć trochę zetknęli z geometrią, że ta umiejętność ma w sobie
coś wprost przeciwnego słowom, których na jej terenie używają specjaliści.
- Jak to? - powiada.
- Mówią bardzo śmiesznie i kategorycznie. Stwarzają wszystkie swoje
słowa, jakby coś robili, i z praktycznego punktu widzenia mówią o kwadraturach
i przedłużaniach, i o dokładaniu, i wszystko tak u nich brzmi.
B A tymczasem cały ten przedmiot uprawia się tylko dla poznania.
- Ze wszech miar - powiada.
- A prawda, że jeszcze to trzeba uzgodnić?
- Co takiego?
- Ze chodzi o poznanie bytu wiecznego, a nie o to, co się kiedyś tam
czymś staje i znowu ginie.
- Łatwo się na to zgodzić - powiada. - Poznanie geometryczne dotyczy
tego, co istnieje wiecznie.
- Więc może być, przyjacielu, że ono pociąga duszę do prawdy i sprawia,
że myśl filozofa zaczyna do góry ttzymać to, co my dziś mamy niepotrzebnie
w dół skierowane.
- Najbardziej, jak tylko być może - powiada.
C - Zatem najbardziej, jak tylko być może, należy zalecić, żeby ci w twoim
pięknym państwie w żaden sposób nie zaniedbywali geometrii. Uboczne
korzyści z niej też nie są małe.
9 Geometria również wymaga myślenia ścisłego, wolnego od sprzeczności, o kształtach tylko pomyślanych,
bo takie są kształty rzeczywiste, chociaż się je uzmysławia i uprzystępnia przy nauczaniu
na materiale zmysłowym pewnych wykresów i modeli. Terminy stosowane w geometrii
wyglądają na nazwy operacji czysto mechanicznych, jak np. budowanie kwadratu na pewnym odcinku,
ale te wyrazy oznaczają czynności czysto myślowe, dokonywane na przedmiotach rzeczywistych
- a więc niewidzialnych. Stąd geometria jest doskonałym szczeblem do filozofii. Na
gmachu Akademii Platońskiej miał być napis: „Niech tu nie wchodzi nikt nie obeznany z geometrią"
(Medeis ageomćtretos eisito).
527 C Księga VII 235
- Jakie? - powiada.
- Te, ktdreś ty wymienił - odrzekłem - te pożytki związane z wojną
i ze wszystkimi naukami one się piękniej przyjmują; wiemy chyba, że na
ogół i pod każdym względem różni się ten, który się z geometrią stykał od
tego, co nie.
- Doprawdy, że pod każdym względem, na Zeusa - powiedział.
- Zatem zalecimy ten przedmiot młodzieży jako drugi.
- Zalecimy - powiada.
- Jakże teraz? Na trzecim miejscu położymy astronomię? Czy nie zdaje X D
ci się?
- Zdaje mi się - powiada. - Bo dobrze się orientować w porach roku
i w miesiącach, i w latach, to przystoi nie tylko umiejętności rolniczej i żeglarskiej,
ale i wojskowej nie mniej 10.
- Ty sympatyczny jesteś - dodałem. - Wyglądasz, jakbyś się bał szerokich
kół, aby kto nie myślał, że zalecasz przedmioty nieużyteczne. A to
jest rzecz niemała, tylko uwierzyć w to jest trudno, że przy studiowaniu
tych przedmiotów oczyszcza się pewien organ duszy i rozpłomienia się na
nowo, jeżeli marnieć zaczął, i ślepnąć pod wpływem innych zajęć, a lepiej, E
żeby się ten jeden organ ostał niż tysiąc oczu, bo tym jednym widzi się
prawdę. Więc kto myśli o tym tak samo, ten już będzie uważał, że mówisz
znakomicie. A ci, którzy tego w żaden sposób nie dostrzegli, prawdopodobnie
będą uważali, że mówisz ni to, ni owo. Bo nie widzą żadnego innego
pożytku, który by stąd płynął, a mówić o nim byłoby warto. Więc od razu 528
się zastanów, do których ty ludzi mówisz. A może nie do drugich, tylko dla
siebie samego mówisz po największej części, choć nie żałowałbyś przy tym
i nikomu innemu, gdyby mógł stąd odnieść jakąś korzyść.
- Ja wolę tak ze względu na siebie samego przede wszystkim mówić i pytać,
i dawać odpowiedzi.
- A to cofnij się - powiedziałem - trochę wstecz. Bo teraz niesłusznieśmy
wzięli to, co ma następować po geometrii.
- Wziąwszy co? - powiada.
- Po powierzchni płaskiej - odrzekłem - wzięliśmy od razu bryłę w ruchu B
10 Teraz się Platonowi nasuwa astronomia jako trzeci z kolei przedmiot kształcący w operowaniu
abstraktami, a nie pozbawiony, podobnie jak i geometria, znaczenia praktycznego, które
zresztą leży dla niego na drugim planie. Już zaczął o nim pisać i oto głośno rozmawia sam z sobą
pod pozorem rozmowy z Adejmantem. „Do których ty ludzi mówisz? - pyta sam siebie - do
praktyków czy do filozofów? A może tylko dla siebie samego?" Te słowa: „Ja wolę tak: ze
względu na siebie samego przede wszystkim i mówić, i pytać, i dawać odpowiedzi", są ważne nie
tylko w tym jednym miejscu Państwa. Widzieliśmy już szereg miejsc o charakterze pamiętnika
i monologu. Dopiero Marek Aureli zatytułował swoją rzecz słowami: Do siebie samego. Platon
mógł był równie dobrze położyć te słowa pod tytułem swojego Państwa.
Po geometrii płaskiej z natury rzeczy przychodzi stereometria, która w czasach Platona stała
bardzo nisko. Stąd przychodzi mu na myśl projekt organizacji badań stereometrycznych z ramienia
państwa. I to nie ze względu na potrzeby wojenne czy inne potrzeby praktyczne. Wiemy,
jak późno spełniły się te marzenia i powstały państwowe akademie nauk, instytuty nauk teoretycznych,
fundusze publiczne dla popierania nauk niepraktycznych.
Astronomia podnosi umysł nie dlatego, że gwiazdy widać nad głowami. Kto się bawi wyglądem
konstelacji, ten jeszcze nie uprawia astronomii. Analiza ruchów po torach krzywych zamkniętych
i tym podobne zagadnienia teoretyczne, oto właściwy przedmiot astronomii.
236 Platon, Państwo 528 B
po kole, zamiast bryły samej w sobie. A słusznie jest po drugim wymiarze
brać się do trzeciego. A ten się wiąże z objętością sześcianów i wszystkiego,
co posiada głębię.
- On się wiąże - powiada - ale, zdaje się, Sokratesie, że to są rzeczy jeszcze
nie wykryte.
- Dwie składają się na to przyczyny - odpowiedziałem. - Przede wszystkim
żadne państwo nie ceni tych badań, więc badania idą słabo, to nie są
rzeczy łatwe i badacze potrzebują jakiegoś kierownika, bez niego, nie dojdą
do niczego. Ażeby się taki skądeś wziął, o to bardzo trudno. Wreszcie,
gdyby się nawet taki znalazł to w dzisiejszych stosunkach nie poszliby za
C nim ci, którzy się tymi zagadnieniami interesują, bo są zarozumiali. Gdyby
jednak całe państwo objęło opiekę nad tymi badaniami, ceniąc je wysoko,
to już by mu się oni poddali i badania prowadzone wytrwale i energicznie
pokazałyby jasno, jak rzeczy stoją. Przecież i dziś, choć szerokie koła tych
badań nie cenią, a nawet im przeszkadzają, a sami badacze nie umieją powiedzieć,
na co by się one przydać mogły, to jednak te rozważania mają
swój urok i dzięki temu postępują, wszystkiemu wbrew, więc nie byłoby
dziwne, gdyby się te sprawy jednak wyjaśniły.
D - Tak jest - powiada - to są zagadnienia pełne uroku i zupełnie osobliwe.
Ale powiedz mi jaśniej to, coś w tej chwili mówił. Bo przyjąłeś geometrię
jako rozważanie powierzchni płaskiej.
- Tak - odpowiedziałem.
- I potem - mówi - wziąłeś zaraz po niej astronomię, a następnieś się cofnął.
- Bo ja się śpieszę - odpowiedziałem - żeby prędko wszystko przejść
i przez to jeszcze bardziej zwlekam. Z kolei przecież następowało rozpatrywanie
wymiaru w głąb, ale że badania nad objętością tak śmiesznie wyglądają,
wiecem je przeskoczył i zacząłem po geometrii mówić o astronomii,
E choć to już o tuchu brył.
- Słusznie mówisz - powiada.
- Więc jako czwarty przedmiot - dodałem - weźmy astronomię, jakby już
istniała stereometria, która dziś pozostaje w tyle, ale, gdyby się nią państwo
zajęło.
- Naturalnie - powiada. - A w związku z tym twoim zarzutem, że ja ją
chwalę w sposób niesmaczny, teraz już chwalę ją po twojemu. Bo myślę, to
529 przecież każdemu jasne, że ona doprawdy skłania duszę, żeby patrzała
w górę, i prowadzi ją stąd, tam wzwyż.
- Może być - powiedziałem - że to każdemu jasne, tylko dla mnie nie.
Mnie się wcale tak nie wydaje.
- Więc jak? - powiada.
- Tak jak się nią dzisiaj bawią ci, co ją wiążą z umiłowaniem mądrości, to
ona bardzo kieruje wzrok ku dołowi.
- Jak to rozumiesz? - powiada.
- Ja mam wrażenie - odpowiedziałem - że ty u siebie dość śmiało ujmu529
A Księga VII 237
jesz istotę nauki o tym, co jest wysoko. Bo nawet gdyby ktoś, leżąc na
wznak, malowidła na suficie oglądał i czegoś by się tam z nich nauczył, ty B
byś gotów sądzić, że on tak myśl w górę podnosi, a nie oczy. Może być, że
to jest piękne stanowisko, a moje raczej naiwne. Bo ja znowu nie umiem
uwierzyć, żeby oczy naszego ducha zwracała w górę jakakolwiek inna nauka,
jeżeli nie ta, która by dotyczyła bytu i tego co niewidzialne, wszystko
jedno, czyby się ktoś próbował uczyć przedmiotów zmysłami dostrzegalnych,
mając usta otwarte i zwrócone do góry, czy robiłby to z ustami zamkniętymi,
i ku dołowi. Ja nawet nie powiem, żeby on się tam czegoś nauczył,
bo wiedza nie tkwi w żadnej z takich rzeczy i ja nie powiem, że jego
dusza patrzy w górę, ona patrzy w dół, choćby się uczył leżąc na wznak na C
ziemi, alboby tak płynął po morzu 11.
- Mam za swoje - powiada. - Słusznieś mnie zburczał. Ale jak ty to my- XI
siałeś, że trzeba się uczyć astronomii inaczej, niż się jej dziś uczą, jeżeliby
się jej ludzie mieli uczyć z tym pożytkiem, o którym mówimy?
- W ten sposób - odpowiedziałem. - Te tam konfiguracje na niebie, bo to
są przecież obrazki wykonane w materiale widzialnym i trzeba je, jako takie,
uważać za bardzo piękne i bardzo wyraźne w swoim rodzaju, ale im daleko
do prawdziwych ruchów, do prawdziwej prędkości i powolności istot- D
nej, w ich prawdziwej liczbie, daleko do wszystkich prawdziwych postaci
ruchu, którym się ciała niebieskie ku sobie poruszają i poruszają to, co
w nich jest. Te rzeczy można tylko myślą ująć, a wzrokiem nie. A może
myślisz, że tak?
- W żadnym sposobie - powiada.
- Nieprawdaż - powiedziałem - tym tam malowidłem na niebie można się
posługiwać jako przykładem przy nauce o tamtych rzeczach zupełnie tak,
jakby ktoś natrafił na wykresy wykonane osobliwie i pracowicie ręką jakiegoś
Dedala albo innego majstra czy tam malarza. Człowiek znający się na E
geometrii, zobaczywszy takie rzeczy, uważałby, że to robota bardzo piękna,
ale śmieszne byłoby patrzeć na nie poważnie jako na prawdę i chcieć ją
w nich uchwycić, jeżeli chodzi o równość, o podwójność lub o inną jakąś
współmierność.
- Pewnie, że to by było śmieszne. Czemu nie? - powiada. 530
- A czy myślisz, że astronom prawdziwy - ciągnąłem - nie czułby się tak
samo, patrząc na ruchy gwiazd? Uważałby, że tego rodzaju robota trzyma
się tak pięknie, jak tylko być może; tak się wykonawcy nieba udało zestawić
je i to, co w nim jest. Ale jeżeli chodzi o współmierność nocy w stosunku
do dnia i współmierność dnia i nocy w stosunku do miesiąca, i miesiąca
stosunek do roku, i stosunek innych gwiazd do tego wszystkiego oraz
ich stosunek wzajemny, to czy nie myślisz, że uważałby za naiwnego kogoś, B
1 1 Widzialna nocami mapa nieba, to tylko konkretna zmysłowa ilustracja, symbol, przykład pewnych
prawidłowości teoretycznych, które się myślami ujmuje, a nie wzrokiem.
Platon nie mógł wiedzieć, jak niesłychanie posunęły naprzód astronomię obserwacje czynione
nad ciałami niebieskimi: nie przeczuwał jeszcze teleskopów.
238 Platon, Państwo 530 B
kto by sądził, że te rzeczy dzieją się stale tak samo i że w żadnym sposobie
nie schodzą z toru przedmioty widzialne i mające ciało, i który by się starał
na wszelki sposób prawdę ich uchwycić?
- Tak mi się zdaje - powiada - kiedy ciebie teraz słucham.
- Zatem jako zbiór zagadnień teoretycznych traktujemy zarówno geome-
C trię, jak i astronomię. A temu, co tam, na niebie, dajmy pokój, jeżeli mamy
się istotnie zajmować astronomią i ten pierwiastek naszej duszy, którego naturę
stanowi myślenie, tozwinąć tak, żeby się z nieprzydatnego zrobił przydatny.
- Doprawdy, zadajesz pracę wielekroć razy cięższą niż dzisiejsza astronomia.
XII - I myślę - dodałem - że nasze inne wskazania będą formalnie podobne
do tych, jeżeli ma być z nas jaki taki pożytek jako z prawodawców. Ale co
byś ty mógł jeszcze przypomnieć z tych przedmiotów nauki, które by się
nam mogły przydać?
- Nie mógłbym żadnego, tak, w tej chwili przynajmniej.
- A przecież nie jedną, ale więcej postaci - powiedziałem - posiada ruch;
D tak mi się zdaje. Wszystkie, to może kto mądry potrafi wymienić. Ale te,
które i my mamy na oku, to dwie.
- Jakież to?
- Oprócz ruchu poprzedniego - odpowiedziałem - odpowiedni ruch jemu
przeciwny.
- Jaki?
- Bodaj że tak, jak oczy zostały zbudowane dla astronomii - ciągnąłem -
to znowu uszy są zbudowane dla ruchu harmonicznego i te dwie gałęzie nauki
są jak dwie siostry, jak mówią pitagorejczycy, a my się z nimi zgadzamy,
Glaukonie. Czy jak zrobimy?
- No tak - powiada.
E - Nieprawdaż - dodałem - skoro to jest wielka praca, to posłuchamy tego,
co oni mówią o tej sprawie, a może i coś jeszcze mówią oprócz tego 12.
A my się będziemy przy tym wszystkim trzymali swego stanowiska.
- Jakiego?
- Żeby się nigdy nie próbowali czegoś z tych rzeczy uczyć połowicznie ci,
których będziemy chowali. Czegoś, co by nie prowadziło zawsze tam, dokąd
wszystko prowadzić powinno, jakeśmy to przed chwilą o astronomii
531 mówili. Czy nie wiesz, że w nauce o harmoniach robi się znowu coś podob-
1 2 Oprócz astronomii bardzo kształcąca wydaje się Platonowi teoria muzyki. Pitagorejczykom
roił się jakiś związek między ruchami i odległościami ciał niebieskich, a stosunkami strun na kitarze,
opowiadali o harmonii kul niebieskich. Platon ma pewne zaufanie do pitagorejczyków, jeżeli
chodzi o muzykę, i objawia wyraźną awersję do empirycznych badań ówczesnych w akustyce
i w teorii muzyki. Po prostu wyśmiewa tych, którzy w jego czasach próbowali uchem wyławiać
ćwierćtony i ustalać doświadczalnie jakieś zasady harmonii. Platon wolałby, żeby to robić jakoś
bez pomocy ucha, z pomocą myślowej analizy samych liczb.
Oczywiście, że mały byłby wynik takich usiłowań. I trzeba by wiele dobrych chęci, żeby
w tym miejscu przypisać Platonowi przeczucie równań dzisiejszej akustyki teoretycznej! Badania
nad harmonią dźwięków bez eksperymentów słuchowych są w ogóle nie do pomyślenia.
531 A Księga VII 239
nego? Tu znowu porównywa się pomiędzy sobą i mierzy się akordy słyszane
i dźwięki, i znowu tutaj trudy daremne, podobnie jak w astronomii.
- Na bogów - powiada - to nawet śmiesznie, bo mówią o jakichś tam
„zgęszczeniach" i przybliżają uszy do instrumentów, jakby polowali na
dźwięk uciekający z domu sąsiada, i jedni mówią, że jeszcze słyszą pośrodku
jakiś ton i że to jest interwał najmniejszy, którym należy mierzyć inne
odstępy, a drudzy spierają się, że już obie struny brzmią jednakowo, a jedni B
i drudzy wyżej stawiają swoje uszy niż rozum.
- Ty mówisz - dodałem - o tych panach, co to strunom dobrą szkołę dają,
biorą je na spytki rozpiąwszy je na kołkach, żeby nie rozwlekać tego obrazu,
już nie mówię o biciu pałeczką i o skargach na struny, i jak one się raz zapierają,
a raz się popisują fałszami. Oświadczam, że nie ich mam na myśli, ale
tamtych, których mieliśmy się przed chwilą pytać o harmonię. Bo ci robią to
samo, co się robi w astronomii; szukają liczb, danych w tych akordach słyszą- C
nych, a nie wznoszą się do zagadnień teoretycznych, do rozważań nad tym,
które liczby harmonizują, a które nie, i dlaczego tak robią jedne i drugie.
- To jest boska rzecz - powiada - to, o czym ty mówisz.
- To się przydaje - dodałem - do szukania tego, co piękne i dobre, a jak
się tym zajmować inaczej, to na nic.
- Prawdopodobnie - powiedział.
- Ja uważam - dodałem - że zajmowanie się systematyczne tym wszystkim, XIII
cośmy przeszli, jeżeli dochodzi do wspólnoty wzajemnej i pokrewieństwa tych D
rzeczy, i jeżeli się zsumują ze względu na swoje pokrewieństwo, to zajmowanie
się nimi przyczynia się w jakimś stopniu do osiągnięcia naszego celu, i trud, im
poświęcony, nie będzie daremny. A jeżeli nie, to szkoda zachodu.
- I ja - mówi - tak przeczuwam. Ale ty masz na myśli bardzo wielką pracę,
Sokratesie.
- Myślisz o pracy wstępnej czy o jakiej? Czyż nie wiemy, że to wszystko jest
dopiero wstęp do tej melodii, której się trzeba nauczyć? Przecież nie myślisz, E
żeby ci, którzy to opanują, już tym samym byli zdolni do mądrej rozmowy.
- Nie, na Zeusa - powiada. - Chyba że jacyś bardzo nieliczni, na których
udało mi się natrafić.
- A z drugiej strony - powiedziałem - ci, którzy nie potrafią ściśle zdawać
z czegoś sprawy, ani cudzych myśli o tym przyjmować, czy oni będą kiedykolwiek
coś wiedzieli o tych rzeczach, o których naszym zdaniem wiedzieć
trzeba?
- To też nie - powiada.
- A prawda, Glaukonie - ciągnąłem - że to właśnie jest ta melodia, we- 532
dług której biegnie każda nasza rozmowa? Chociaż to jest sprawa myśli, to
jednak siła wzroku może być jej obrazem. Mówiliśmy, jak to wzrok niekiedy
próbuje się kierować już na same zwierzęta i na gwiazdy same, a w końcu
i na słońce samo. Tak samo i wtedy, kiedy ktoś z drugim mądrze rozmawiać
zacznie, a nie posługuje się przy tym żadnymi spostrzeżeniami
zmysłowymi, tylko się myślą zwraca do tego, co jest Dobrem samym; wtedy B
240 Platon, Państwo 532 B
staje u szczytu świata myśli, podobnie jak tamten u szczytu świata widzialnego.
- Ze wszech miar - powiada.
- Więc cóż, czy tej drogi nie nazywasz sztuką mądrych rozmów? Dialektyką?
13
- No, tak.
- Otóż jest - dodałem - wyzwolenie z kajdan i odwrócenie się od cieni do
wizerunków samych i do światła, oto jest wyjście w górę z podziemia na
C słońce, do tych zwierząt i roślin tam, i do blasku słońca, który olśniewa tak,
że patrzeć trudno, ale odbicia w wodach tego, co boskie, i cienie bytów rzeczywistych
tam widzieć można, a nie patrzeć tylko na cienie wizerunków,
które rzuca nie słońce, ale inne takie światło, inne w porównaniu do słońca,
całe to zajmowanie się umiejętnościami, któreśmy przeszli, posiada tę siłę;
podprowadza w górę to, co jest najlepszego w duszy, do oglądania tego, co
D jest najlepsze pośród bytów, podobnie jak tam to, co najjaśniejsze w ciele,
podnosiło się do oglądania tego, co najświetniejsze w świecie cielesnym
i widzialnym.
- Ja to tak przyjmuję - powiada - chociaż mi się to wydaje ze wszech
miar trudne do przyjęcia, a z drugiej strony znowu trudno tego nie przyjąć.
A jednak, bo to przecież trzeba nie tylko w tej chwili usłyszeć, ale i kiedyś
indziej znowu do tego nie raz jeden wracać, jednak załóżmy, że jest tak, jak
mówimy, i przejdźmy do tej melodii samej, a przejdźmy ją tak, jakeśmy
przechodzili wstęp. Więc mów, w jaki sposób działać potrafi mądra rozmo-
E wa i na jakie postacie ona się rozpada i jakie znowu do nich drogi. Bo te
1 3 Największą nauką jest dialektyka, czyii sztuka mądrej rozmowy. Jest to dążenie do ujmowania
rzeczywistości w określenia ścisłe nazw ogólnych i ustalanie stosunków między nazwami ściśle
określonymi. Tak, jak to Platon robi, albo stara się robić w dialogach, np. o pobożności, o męstwie,
o rozwadze, o tym, co miłe, o fałszu umyślnym i mimowolnym. Platon kładzie przy tym
nacisk na myślenie nieobrazowe. Wydaje mu się, że jak długo jeszcze jakąś treść obrazową
mamy na myśli, to nie ujmujemy jeszcze rzeczywistości samej, tylko jej widziadła, odbicia: znikome
cienie.
To niesłuszne stanowisko. Można myśleć nieobrazowo i bałamutnie i można myśleć ściśle
i jasno, nie tracąc z oczu obrazów rzeczy, o których się myśli. I nic łatwiejszego, jak stracić
z oczu materiał faktów, materiał spostrzeżeń zmysłowych, i mieć wrażenie, że się weszło na
szczyty świata myśli, podczas gdy naprawdę obraca się tylko wyrazy w ustach albo je kreśli po
papierze, a straciło się kontakt z rzeczywistością, zamiast go teraz dopiero osiągnąć. Na czymś
takim polega znany w pedagogice upiór werbalizmu. Na tym i frazeologia filozoficzna uprawiana
w niektórych szkołach dawniej i dziś.
W tym miejscu Platon uprawia walkę z samym sobą i robi sobie na przekór. Zdaje mu się, że
wtedy dopiero staje się jasny i rzeczowy, kiedy przestaje być konkretny. A było na odwrót.
Kiedy zaczyna pisać bez przykładów, wygląda, jakby sam dobrze nie wiedział, o co mu chodzi
właściwie. I tak jest u każdego innego autora. Ramy słów bez ilustracji są najczęściej ogólnikowe
i mgliste. Szczęściem ma Platon zdrowy instynkt, który mu każe od przykładów konkretnych
wychodzić i przykłady konkretne przytaczać, gdzie tylko potrafi. Dopiero te konkrety pozwalają
go zrozumieć i pomagają mu do ścisłości.
Założenia, o których tu czytamy, że je dialektyka odnosi do samego początku - to właśnie są
spostrzeżenia i wypadki jednostkowe, które podpadają pod uogólnienia szukane podczas mądrej
rozmowy. A ten początek i szczyt, to Dobro, Rzeczywistość, Byt realny.
532 E Księga VII 241
dotychczasowe to byłyby, zdaje się, już te, które prowadzą do tego punktu,
ale kto do niego dojdzie, ten już będzie mógł odpocząć po drodze; znajdzie
się u celu i u kresu pielgrzymki.
- Dalej - odpowiedziałem - kochany Glaukonie, ty nie potrafisz ze mną 533
iść, bo z mojej strony z pewnością dobrych chęci nie zbraknie. I już chyba
nie obraz będziesz widział tego, o czym mówimy, ale prawdę samą, tak, jak
ona się mnie przedstawia, a czy słusznie, czy nie, o to już nie wypada się
spierać. Tylko że coś w tym rodzaju zobaczyć trzeba, to należy stwierdzić
całkiem stanowczo. Czy nie?
- No, tak.
- Nieprawdaż, i to, że tylko mądra rozmowa potrafi to odsłonić komuś,
kto się obezna z tym, cośmy w tej chwili przeszli, a inaczej nie sposób?
- I przy tym - powiada - godzi się obstawać.
- Więc o to - powiedziałem - nikt się z nami spierać nie będzie, że jeśli chodzi
o te rzeczy same, to tylko pewna metoda stara się systematycznie chwytać, B
czym każda rzecz jest. A wszystkie inne umiejętności albo zaspokajają mniemania
ludzkie i pragnienia, albo jakąś produkcję i jakieś syntezy mają na oku,
albo są całkowicie oddane dbaniu o to, co żyje, i o produkty syntez. A pozostałe,
które, powiedzieliśmy, mają coś do czynienia z bytem, jak te geometrie
i te, które się z nią wiążą, widzimy, że tylko przez sen marzą na temat bytu, C
a na jawie dojrzeć go nie mogą, jak długo się założeniami posługują i nie
tykają ich w ogóle, bo nie umieją ich zanalizować ściśle. Przecież, jeżeli się
coś zaczyna od samych niewiadomych, a koniec i środek ma spleciony też
z niewiadomych, to jakim sposobem zbiór takich ustaleń może być nauką?
- Nie ma sposobu - powiada.
- Nieprawdaż - dodałem - jedna tylko metoda mądrej rozmowy (dialektyczna)
idzie tą drogą, że założenia rozbiera i odnosi je do początku samego,
aby się umocnić, i oko duszy, zakopane istotnie w jakimś błocie barbarzyń- D
skim, obraca po cichu i podnosi je w górę, a do pomocy przy tym obracaniu
używa tych umiejętności, któreśmy przeszli. Myśmy je nieraz nazywali naukami,
bo jest taki zwyczaj, ale dla nich trzeba terminu innego; chodzi o jakąś
nazwę, mówiącą o większej jasności, niż ją podaje nazwa „mniemanie",
a nie tak wielkiej, jaka się wiąże z nazwą „nauka". Myśmy gdzieś przedtem
określili to jako rozsądek. Ale mam wrażenie, że nie powinni się spierać
o słowa ludzie, którzy tak jak my mają przed sobą tak wielki materiał E
do rozważań.
- Och nie - powiada. - Byleby tylko wyraz objawiał jasno stan rzeczy,
i to, co mówi w duszy.
- Więc czy to będzie ładnie - ciągnąłem - tak jak przedtem, nazwać XIV
pierwszy dział nauką, drugi rozsądnym rozważaniem, trzeci wiarą, a czwarty 534
myśleniem obrazami. I te dwie rzeczy ostatnie, to będzie mniemanie,
a dwie pierwsze, to rozum. Mniemanie ma za przedmiot zjawiska, które
powstają i giną, a przedmiotem rozumu jest byt. I jak się istota ma do zjawisk,
tak się ma rozum do mniemania. A czym jest rozum w stosunku do
242 Platon, Państwo 534 A
mniemania, tym jest nauka w stosunku do wiary, a rozsądne rozważanie
w stosunku do myślenia obrazami? A już stosunek, w którym te rzeczy zostają,
i podział obu części na dwie grupy, na przedmioty mniemań
i przedmioty rozumu, zostawmy, Glaukonie, żeby nas to nie wpędziło
w rozważania jeszcze bardziej różnorodne niż to, co było 14.
- No nie - powiada - co do mnie, to zresztą - o ile się mogę w tym zorientować
- mnie się to też tak wydaje.
- A czy i zdolnym do mądrej rozmowy (dialektykiem) nazywasz tego,
który ściśle chwyta istotę każdej rzeczy? A jeśli ktoś tego nie potrafi, to
o ile by nie umiał ani sobie, ani drugiemu dawać ścisłego ujęcia czegokolwiek,
to powiesz, że on o tyle nie ma rozumu w tym zakresie?
- Jakżebym mógł przyznawać mu rozum? - powiada.
- Nieprawdaż? A jeśli o Dobro chodzi, to tak samo. Kto by nie potrafił
odgrodzić myślą i oderwać od wszystkich innych przedmiotów idei Dobra
i jak by w bitwie przez wszystkie argumenty przeciwne szedł, pragnąc swoje
stanowisko oprzeć nie na mniemaniu, ale na istocie rzeczy, a nigdy by się
przy tym wszystkim jego myśl nie potykała po drodze, o tym powiesz, że on
wobec tego ani Dobra samego nie zna, ani innego Dobra żadnego, a jeśli
się gdzieś natknie na jakieś odbicie Dobra, to go mniemaniem dotyka, a nie
wiedzą, i całe obecne życie nic, tylko marzenia senne przeżywa i śpi, a zanim
się tutaj obudzi, to prędzej do Hadesu pójdzie i dopiero tam zaśnie na
dobre?
- Na Zeusa - powiada - z całym przekonaniem będę mówił to wszystko.
- Zatem tych swoich chłopców, których w myśli chowasz i kaształcisz,
gdybyś ich kiedyś chował w rzeczywistości, to byś, sądzę, nie pozwolił, żeby
byli bez rozumu, jak głupie kreski, a rządzili w państwie i rozstrzygali
o sprawach najważniejszych.
- No nie - powiada.
- Zatem przykażesz im prawem, żeby się najwięcej garnęli do tej dyscypliny,
dzięki której potrafią najmądrzej zadawać pytania i dawać odpowiedzi?
- Przykażę to prawem - powiada - razem z tobą przecież.
14 Nauką w ścisłym znaczeniu pragnąłby Platon nazwać to, co się inaczej nazywa metafizyką.
Naukę o cechach formalnych każdego przedmiotu. Logika w ujęciu ontologicznym też by tu należała.
Natomiast arytmetyka, geometria, astronomia - to są tylko rozsądne rozważania. Nauki
przyrodnicze apelują do wiary, a literatura piękna poucza za pomocą przenośni, jeżeli poucza
w ogóle.
Logika i matematyka wraz z jej zastosowaniami wymagają rozumu i dają poznanie - nauki
przyrodnicze i literatura dają tylko mniemania. Tylko praca rozumu dotyczy bytu; mniemania
dotyczą nie tego, co istnieje, tylko tego, co powstaje i ginie, i zmienia się ustawicznie, i jest
względne.
Trzeba pamiętać, że w jego czasach nauki przyrodnicze właściwie nie istniały i nie było widać
wielkiej różnicy między romansem a reportażami przyrodniczymi przypadkowych obserwatorów,
podróżników. Logika pojęta ontologicznie i metafizyka, pod nazwą dialektyki, stanowi koronę
wykształcenia niezbędną dla strażników doskonałych.
534 E Księga VII 243
- A czy nie wydaje ci się - dodałem - że sztuka rozumnej rozmowy (dialektyka)
leży u nas na samej górze, jak gzyms wieńczący, nad naukami,
i że już żadnego innego przedmiotu nauczania nie godzi się kłaść wyżej od
niej; ona już leży u szczytu nauk?
- Wydaje mi się - powiada.
- Zatem zostaje ci już tylko podział - rozpatrzyć, komu damy te nauki
i w jaki sposób 15.
- Jasna rzecz - powiada.
- A pamiętasz poprzedni wybór rządzących; jakicheśmy wybierali?
- Jakżeby nie? - powiada.
- Więc na ogół - ciągnąłem - uważaj, że należy wybierać tamte natury.
Na pierwszym miejscu kłaść co najmocniejszych i co najmężniejszych oraz,
ile możności, co najprzystojniejszych. Oprócz tego trzeba szukać nie tylko
chłopców szlachetnego i mocnego charakteru, oni muszą mieć jeszcze takie
cechy w naturze, które sprzyjają temu rodzajowi wykształcenia.
- Więc, jakie cechy zalecasz?
- Bystrość i przenikliwość, mój drogi - tak odpowiedziałem - powinni posiadać
w naukach i żeby im nauki nie szły trudno. Bo trudności w naukach
znacznie bardziej odstraszają dusze niż trudności w ćwiczeniach cielesnych.
Trud przy nauce jest raczej swoiście psychiczny; dusza nie dzieli go z ciałem,
tylko znosi go sama.
- Prawda - powiedział.
- I takiego, żeby pamięć miał dobrą i złamać się nie dał, i w ogóle trudy,
żeby chętnie podejmował; takiego trzeba szukać. Bo inaczej, jakim sposobem
- myślisz - chciałby ktoś i trudy fizyczne znosić, i w dodatku zamęczać
się tyloma naukami i ćwiczeniami?
- Nikt by tego nie chciał - powiada - jeżeli nie będzie pod każdym
względem dorodny.
- To jest właśnie ten dzisiejszy błąd - dodałem - i stąd ta niesława spadła
na filozofię, jak i przedtem mówiłem, stąd, że nie biorą się do niej ludzie
godni. Powinny się były do niej garnąć nie wybiórki i podrzutki, ale chłopcy
prawego pochodzenia.
- Jak to? - powiada.
- Przede wszystkim - odpowiedziałem - taki, co się ma do niej wziąć, nie
powinien być kaleką ze względu na swoją pracowitość, to znaczy na pół pracowitym,
a na pół próżniakiem. A tak bywa, kiedy ktoś lubi gimnastykę
i przepada za polowaniem, i wszelkie trudy fizyczne z radością podejmuje,
a uczyć się nie lubi ani słuchać, ani badać - wszystkich tego rodzaju trudów
nie znosi. A i ten, u którego z pracowitością ma się rzecz wprost na odwrót,
też jest kaleką.
- Najsłuszniejszą prawdę mówisz - powiada.
1 5 Do tych studiów wypadnie wybierać jednostki najlepsze pod względem cielesnym i psychicznym,
ochocze do ćwiczert fizycznych i do nauki zarówno.
244 Platon, Państwo 535 D
- No nie? A jeśli o prawdę chodzi - dodałem - to czy nie przyjmiemy, że
tak samo dusza jest kaleką, jeżeli umyślnego fałszu nienawidzi i nie znosi
E go sama, i oburza się niepomiernie, gdy go u drugich spotyka, ale fałsz mimowolny
przyjmuje łagodnie i jeśli ją gdzieś przychwycić na niewiedzy, to
nie gniewa się wcale, tylko spokojnie się w swej niewiedzy tarza jak świnia
w błocie?
- Ze wszech miar przecież - powiada.
536 - A jeżeli chodzi o rozwagę - dodałem - i o męstwo, i o szlachetną postawę,
i o wszystkie części dzielności, to niemniej trzeba się strzec podrzutków,
a szukać potomków prawych. Bo kiedy ktoś nie umie na to zwracać
uwagi, i człowiek prywatny, i państwo, to sami nie wiedzą, jak i kiedy wybierają
sobie kaleki i dzieci nieprawe do czego się zdarzy - jedni na przyjaciół,
a państwa na rządzących.
- Tak bywa - powiada - tak jest.
B - Więc my się musimy - ciągnąłem - wystrzegać wszystkich takich rzeczy.
Jeżeli zdrowych na ciele i zdrowych na duszy będziemy kierowali do tylu
nauk i ćwiczeń i tak ich kształcili, nie będzie się na nas gniewała Sprawiedliwość
sama i zachowamy w całości państwo i jego ustrój, a jak będziemy
do tego kierowali typy, którym to wszystko jest obce, zrobimy coś wprost
przeciwnego i jeszcze większy śmiech spadnie przez nas na filozofię, i suchej
nitki na niej nie zostanie.
- To by było bardzo brzydko, doprawdy - powiada.
- Tak jest - mówię. - Ale mnie się też coś zabawnego przydarza w tej
chwili; tak to wygląda.
- Co takiego? - powiada.
C - Zapomniałem - mówię - żeśmy żartowali, i zacząłem mówić zbyt poważnie.
Bo mówiąc, spojrzałem równocześnie na filozofię i wiedzę, jak ją
niegodnie z błotem mieszają, więc musiałem się zirytować i jakbym się
zgniewał na winnych, zbyt poważnie powiedziałem to, com powiedział.
- O nie, na Zeusa - powiada - wcale nie, ja przecież słucham i nie mam
tego wrażenia.
- Ale ja mówiłem i mam to wrażenie - odparłem. A nie zapominajmy
o tym, że przy pierwszych wyborach wybieraliśmy ludzi starych, a przy tych
D już się tak nie da. Nie trzeba wierzyć Solonowi, że starzejąc się potrafi się
ktoś wiele uczyć - na pewno mniej, niż biegać - wszystkie zaś wielkie i liczne
trudy są dla młodych.
- Tak musi być - powiada.
XVI - Zatem te rachunki i geometrie, i całą tę propedeutykę, która musi poprzedzać
w wykształceniu dialektykę, trzeba im zadawać w latach chłopięcych,
ale nadać nauczaniu taką postać, jakby się tego nie trzeba było uczyć
przymusowo l6.
16 Tu znakomite zasady pedagogiczne, żywe i dziś - o tym, jak to nauka musi być dla dzieci zarazem
zabawą, a nigdy narzuconym przymusem. Między siedemnastym a dwudziestym rokiem
życia chłopcy pokończą swoje obowiązkowe ćwiczenia gimnastyczne. Podczas tych ćwiczeń
536 D Księga VII 245
- Więc co?
- Żadnego przedmiotu - powiedziałem - nie powinien się człowiek wolny
uczyć, jakby roboty przymusowe odrabiał. Bo trudy fizyczne znoszone pod
przymusem wcale ciału nie szkodą, a w duszy nie ostanie się żaden przedmiot
nauczania, jeżeli go gwałtem narzucać.
- To prawda - mówi.
- Zatem, mój kochany - dodałem - nie zadawaj dzieciom gwałtu nauczaniem,
tylko niech się tym bawią; wtedy też łatwiej potrafisz dostrzec, do
czego każdy zdolny z natury.
- To ma sens - powiada - to, co mówisz.
- Pamiętasz, prawda - dodałem - że nawet i na wojnę, mówiliśmy tak,
trzeba chłopców wyprowadzać konno, niech się przyglądają, a jeżeliby
gdzieś było bezpiecznie, to ich podprowadzać blisko i niechby kosztowali
krwi jak szczenięta?
- Pamiętam - powiada.
- A we wszystkich tych trudach - ciągnąłem - i w naukach, i w strachach,
który się zawsze okaże najbieglejszy, tego wciągnąć na pewną zamkniętą
listę.
- W jakim wieku? - powiada.
- Wtedy - powiedziałem - kiedy im się kończą obowiązkowe ćwiczenia
gimnastyczne. Bo w tym czasie, przez jakieś dwa albo trzy lata niepodobna
się czymś innym zajmować. Trudy i godziny snu są wrogami nauki.
A równocześnie to jest też jedna z prób, i to nie najmniejsza, jaki się każdy
z nich okaże na ćwiczeniach gimnastycznych.
- Jakżeby nie? - powiada.
- A po tym czasie - dodałem - ci spośród dwudziestoletnich, którzy zostaną
wciągnięci na listę, będą się cieszyli większym szacunkiem niż inni
i podczas gdy inni chłopcy uczyli się wszystkich przedmiotów naraz a bez
porządku, ci dostaną zestawienie i przegląd nauk z uwzględnieniem ich pokrewieństwa
wzajemnego i natury bytu.
- Tylko taka nauka - powiedział - jest trwała, jeżeli się komuś dostanie
w udziale.
- I to jest największa próba - dodałem - która oddziela natury zdolne do
mądrej rozmowy i niezdolne do niej. Bo człowiek zdolny do zestawień jest
zdolny i do mądrych rozmów, a niezdolny do tego - nie.
trudno się czegoś uczyć. Wybranych na przyszłych członków kasty rządzącej już w latach chłopięcych
wciąga się teraz na listę i oddaje się ich na dziesięć lat na studia wyższe. Tam otrzymują
systematyczne wykształcenie, jakąś porównawczą encyklopedię nauk.
Po trzydziestym roku życia wybiera się spośród nich do nowej, jeszcze bardziej zaszczytnej listy
tych, którzy objawią największe zdolności, potrafią najlepiej myśleć nieobrazowo a samodzielnie.
Samodzielność myślenia i rozbudzony krytycyzm mogą jednak łatwo prowadzić do bankructwa
moralnego, kiedy się tradycyjne zasady okażą wewnętrznie sprzeczne, nieracjonalne
i stracą swą dawną powagę, a nowych nie uda się sformułować i uzasadnić. Łatwo wtedy młody
człowiek traci wszelki moralny grunt pod nogami, oddaje się rozpuście i co najwyżej stara się żyć
tak, żeby się podobał tym, którzy o jego karierze decydują - wszystko jedno: źle czy dobrze. To
jest to schlebianie, o którym wiele czytamy w Goigir/szu.
246 Platon, Państwo 537 C
- I mnie się tak zdaje - powiada.
D - Więc na to będziesz musiał uważać - dodałem - i którzy się najbardziej
takimi w tym wszystkim okażą i będą wytrwali w naukach, i wytrwali na
wojnie, i we wszystkim innym, co prawo przykazuje, tych znowu, kiedy
trzydzieści lat skończą, trzeba będzie z poprzedniej listy wybrać i wciągnąć
do nowej, i większymi otoczyć honorami, i znowu patrzeć uważnie, posługując
się dyskusjami na próbę, który z nich potrafi zostawić na boku swoje
oczy i inne zmysły, a iść prosto ku bytowi samemu, nie rozstając się z prawdą.
I tu trzeba być bardzo ostrożnym, przyjacielu.
- Czemu niby? - powiada.
E - Czy nie bierzesz pod uwagę - dodałem - tego zła, które się dziś łączy
z mądrymi rozmowami? Ile go jest?
- Jakież to zło? - powiada.
- Zaczynają sobie zupełnie prawa lekceważyć - odpowiedziałem. - Pełno
tego w nich.
- I bardzo - powiedział.
- A czy ty myślisz, że to coś dziwnego, co się z nimi dzieje, i czy nie wybaczasz
im?
- Z jakiego względu właściwie? - zapytał.
- To tak - powiedziałem - jakby się jakiś podrzutek wychował wśród
wielkiego bogactwa, w rodzinie licznej i wielkiej, a otoczony licznymi po-
538 chlebcami i dorósłszy na mężczyznę spostrzegłby, że nie jest synem tych ludzi,
którzy się podają za jego rodziców, a swoich rodziców prawdziwych nie
umiałby znaleźć, to czy potrafisz odgadnąć, jak by on się odnosił i do pochlebców
i do tych, którzy go podrzucili? I to w okresie, w którym by nie
wiedział o swoim podrzuceniu, i w tym, w którym by już wiedział? A może
chcesz posłuchać, jak ja to odgaduję?
- Chcę - powiada.
B - Otóż ja przeczuwam - mówiłem - że on by więcej czcił ojca i matkę,
i inne osoby, stanowiące jego rzekomy dom, raczej niż pochlebców, i mniej
by przeoczał jakieś ich potrzeby, i mniej by sobie pozwalał na jakieś czynne
albo słowne łamanie prawa w stosunku do nich i na nieposłuszeństwo w rzeczach
wielkich mniej często, niż w stosunku do pochlebców, w tym czasie,
w którym by prawdy nie znał.
- Prawdopodobnie - powiedział.
- A gdyby spostrzegł, co jest, to znowu przeczuwam, że przestałby tamtych
czcić i dbać o nich, a zbliżyłby się do pochlebców i wpadłby pod ich wpływ,
szczególnie silny w porównaniu do okresu poprzedniego, zacząłby żyć już na
C ich modłę, przestawałby z nimi jawnie, a o tamtego ojca i o ten cały rzekomy
dom nie dbałby zgoła, chyba żeby to była natura bardzo szlachetna.
538 C Księga VII 247
- Mówisz to wszystko, co by się musiało stać, ale w jakim sposobie ten
obraz się odnosi do tych, którzy się stykają z myślą niezależną?
- W tym sposobie. Mamy od dziecięcych lat pewne tam zasady dotyczące
tego, co sprawiedliwe i piękne. Wyrośliśmy w nich, jakby pod okiem rodziców,
słuchaliśmy ich i szanowaliśmy je.
- Tak jest.
- Nieprawdaż? A są inne zajęcia też, tym przeciwne, a przyjemne, one D
schlebiają naszej duszy i pociągają ku sobie, choć nie przekonują nikogo,
kto ma choć trochę rozwagi i umiarkowania w sobie. Tacy jednak szanują
tamte zasady, ojcowskie, i są im posłuszni.
- Jest tak.
- Więc cóż? - dodałem. - Jeżeli do człowieka tak dysponowanego przystąpi
kiedyś pytanie i zacznie go pytać: co to jest piękno, i gdy on odpowie to,
co słyszał od prawodawcy, wtedy wolna myśl go zbije, i tak często, i na tak
wielu punktach zbijać go zacznie, aż go z nóg zwali i w to mniemanie wtrą- E
ci, że to nie jest ani o włos bardziej piękne niż brzydkie; a jeżeli o sprawiedliwość
chodzi, to tak samo i o dobro też, i o wszystko, co największą czcią
otaczał, to jak myślisz, jak to wpłynie na niego w stosunku do tamtych zasad,
jeżeli chodzi o cześć dla nich i posłuszeństwo?
- Nieuchronnie - powiada - on już ani ich czcić nie będzie tak jak przedtem,
ani ich słuchać.
- Więc kiedy już ani tamtych zasad - ciągnąłem - nie będzie uważał za
czcigodne, ani za swoje, jak to robił przedtem, ani zasad prawdziwych nie
znajdzie, to czy może być, żeby się najprawdopodobniej oddał życiu in- 539
nemu, a nie temu, którego treścią schlebianie?
- Nie ma sposobu - powiada.
- Zatem to nie będzie, sądzę, tak wyglądało, że on teraz prawa łamać zacznie,
a przedtem ich słuchał.
- Koniecznie.
- Nieprawdaż - dodałem - czy to nie jest naturalny stan u tych, którzy się XVII
w ten sposób z myślami niezależnymi stykają, jak przedtem mówiłem, czy
nie należy im z wielu względów wybaczać? 17
1 7 Żeby uniknąć tego możliwego zgorszenia, trzeba chłopców oddzielić od wpływów wolnej myśli,
aby sobie jeden z drugim nie zaczął kpić ze wszystkiego. Choć oni to robią w oślich latach
nie zawsze z przekonania, ale żeby błaznować i wprowadzać drugich w zakłopotanie. To jednak
gorszy drugich i naraża opinię filozofów w kołach konserwatywnych.
Tu dotknął Platon punktu trudnego i nie wiadomo, jak by z niego wybrnął, gdyby go chciał
rozwinąć. Przecież na początku trzeciego rozdziału księgi trzeciej sam chciał, żeby chłopcy
z uśmiechem pogardy umieli czytać tradycyjnego Homera, kiedy on o bogach mówi rzeczy przekazane
tradycją. Skreślił te miejsca, ale jednak chciał widzieć w chłopcach wybranych związki
myśli niezależnej od tradycji. Więc nie wiadomo, czy chciałby teraz chłopców uchronić od czytania
drugiej i trzeciej księgi własnego dialogu. Tam przecież są ustępy niesłychanie wolnomyślne,
krytyczne, nawet sarkastyczne w stosunku do poglądów przekazanych tradycją.
To w ogóle będzie sprawa niesłychanie trudna i pytanie, czy w ogóle możliwa do przeprowadzenia:
budzić w młodzieży krytycyzm, wyczulać młodych ludzi na sprzeczności i niegodziwości
ukryte w tekstach czytanych i mówionych, a równocześnie zachować u nich do trzydziestu lat
248 Platon, Państwo 539 A
- I litować się nad nimi - powiada.
- Nieptawdaż? Więc, żebyś się tak nie musiał zacząć litować nad ludźmi
trzydziestoletnimi, to czyś nie powinien na wszelki sposób uważać na ruch
umysłowy?
- I bardzo - powiada.
- Więc czy to nie będzie jeden ze środków ostrożności - ten, często stosowany,
żeby ci ludzie w młodym wieku wolnej myśli nie kosztowali? Bo sądzę,
żeś zauważył, jak to chłopaki, kiedy po raz pierwszy zakosztują myśli
niezależnych, zaczynają się nimi bawić, zawsze tylko na to, żeby się sprzeciwiać,
i naśladując tych, którzy ich zbijają, sami zaczynają zbijać innych
i cieszą się jak szczeniaki tym, że oto mogą zaczepiać i szarpać myślą swoje
najbliższe otoczenie.
- Ależ nadzwyczajnie - powiada.
naiwny stosunek do poglądów tradycyjnych i uchronić ich od myślenia i mówienia o nich w sposób
niezależny, obiektywny. A przecież wszelki obiektywizm w stosunku do niedorzeczności
i niegodziwości otoczonych czcią jest bluźnierstwem, budzi zgorszenie i wygląda na atak, na burzycielstwo
i budzi odruchy nienawiści w szerokich kotach. A Platonowi w tej chwili tak zależy
na pozyskaniu w tych szerokich kołach przychylnej opinii dla filozofii. Zatem sprawa będzie bardzo
trudna. Wypadnie trzydziestoletnich zobowiązać, żeby nigdy nie rozmawiali szczerze
i otwarcie z dwudziestopięcioletnimi i żeby konsekwentnie udawali naiwnych na zewnątrz, a myśleli
i mówili szczerze tylko pomiędzy sobą, w kołach ściśle zamkniętych. I wypadnie oczekiwać,
że się sprytni chłopcy nie poznają na obłudzie starszych i nie zaczną też udawać tylko na zewnątrz
postawy zachowawczej, a kpić z niej po cichu między sobą. Nie byłby to jedyny fałsz
obowiązujący w tym idealnym państwie, ale byłby może trudniejszy od innych. Tak nas przynajmniej
uczy doświadczenie.
Dość, że od trzydziestego do trzydziestego piątego roku życia młodzieńcy wybrani do rządów
mają przechodzić krytyczny rozbiór poglądów obowiązujących - to byłaby może w języku dzisiejszym
jakaś etyka naukowa, jakaś filozofia prawa, jakieś dysputatorium czy konwersatorium z tych
przedmiotów - i na tym kończyłoby się na razie wykształcenie urzędników.
Teraz, między trzydziestym piątym a pięćdziesiątym rokiem życia, pełniliby służbę państwową
na stanowiskach kierowniczych pod ustawiczną i ścisłą kontrolą swej prawomyślności.
Dopiero w pięćdziesiątym roku życia czakałby ich kurs logiki i metafizyki opisowej; to byłoby
to przymusowe oglądanie idei Dobra - w tym wieku. W razie potrzeby musieliby wstępować do
służby państwowej jeszcze i teraz. Szczególnie do służby nauczycielskiej. Po śmierci będą
odbierali cześć należną ludziom zasłużonym, a nawet boską, jeżeli się temu nie sprzeciwią kapłani
w Delfach. Dotyczy to wszystko zarówno mężczyzn, jak i kobiet, tak samo przygotowanych
i wybranych, jak wybrani mężczyźni.
I tak się w tej chwili po raz drugi kończy opis państwa idealnego - już raz zakończony przy
końcu księgi czwartej. Obraz został rozwinięty w szczegółach, jeżeli idzie o przygotowanie elity
rządzącej i o charakterystykę filozofów i filozofii.
Realizacja tego ideału nie wydaje się Platonowi możliwa pośród ludzi dojrzałych, obarczonych
tradycjami i nawykami dotychczasowymi. Wobec tego znajduje wyjście, które mu się przedstawia
najprościej: starych wyprawić gdzieś na wieś. a zabrać im dzieci poniżej lat dziesięciu i te
chować odpowiednio, i dopiero z nich zorganizować ustrój idealny. To jest zabieg dość radykalny
i jasna rzecz, że nie dałby się przeprowadzić po dobremu! Ale nie byłby to jedyny gwałt
na uczuciach ludzkich, jakiego by państwo idealne wymagało. Byłby tylko pierwszy.
Platon nazywa to państwo szczęśliwym, choć zastrzegał się nieraz, że nie wszystkie jednostki
i nie wszystkie klasy będą się w nim czuły zadowolone tak, jak by powinny. Wcale mu o to nie
chodzi. Jaki pożytek mogłaby taka organizacja przynieść ludowi, pośród którego by powstała -
izolowana, nie bardzo widać. Adejmant wierzy w to bez zastrzeżeń; rozwinięcie tej myśli albo się
Platonowi wydawało za trudne, albo raczej niepotrzebne.
539 B Księga VII 249
- Nieprawdaż? A jak im się często udaje zbić kogoś innego, a ktoś inny
często ich stanowisko zbije, wtedy bardzo skrajnie i prędko wpadają w to, C
że nie uznają żadnego ze swoich poprzednich poglądów. I stąd inni zaczynają
źle mówić o nich i o tej całej filozofii.
- Święta prawda - mówi.
- A starszy człowiek - dodałem - raczej nie zechce się bawić w takie
głupstwa i raczej będzie naśladował tego, który pragnie wymiany myśli
i rozpatrzenia prawdy, a nie tego, co dla zabawy i z żartów zajmuje przeciwne
stanowisko, będzie i sam bardziej umiarkowany i dla swojego zajęcia D
większy szacunek zyska, zamiast większej niesławy.
- Słusznie - powiada.
- Nieprawdaż? Także to wszystko, co się przedtem powiedziało, czy nie
było mówione pod wpływem obawy i troski o to, żeby to już byli ludzie porządni
i ustaleni, z którymi się ktoś zacznie dzielić myślami niezależnymi,
a nie tak jak teraz, że zabiera się do tego pierwszy lepszy i w żaden sposób
nie ukwalifikowany?
- Tak jest - powiada.
- Więc czy to wystarczy, jeżeli ktoś na ćwiczeniach myśli niezależnej
a ścisłej, wytrwale i pilnie, nic innego nie robiąc poza tym, na tym odpowiedniku
gimnastyki ciała, spędzi dwa razy tyle lat, ile ich poświęcił ćwiczeniom
cielesnym?
- Ty masz na myśli sześć lat albo cztery?
- Mniejsza o to, połóż pięć. A po tym czasie będziesz ich musiał sprowa- E
dzić z powrotem na dół, do tamtej jaskini, i zmusić ich, żeby objęli kierownictwo
spraw wojskowych i czym tam jeszcze młodzi rządzą, aby doświadczenia
nabyli nie mniej od innych. I jeszcze teraz trzeba ich doświadczać,
czy wytrwać potrafią, gdziekolwiek by się ich wlokło, czy też zaczną się 540
chwiać po trochu.
A on mówi: - Czas jak długi na to przeznaczasz?
- Piętnaście lat - powiedziałem. - A jak będą mieli po lat pięćdziesiąt, to
ci, którzy cało wyjdą z prób i okażą się najlepszymi wszędzie i pod każdym
względem - i w praktyce i w teoriach - tych już trzeba poprowadzić do końca
drogi i zmusić, żeby wznieśli w górę światło swojej duszy i zaczęli patrzeć na
to, co wszystkiemu jasności dostarcza. A gdy zobaczą dobro samo, będą go
używali jako pierwowzoru, aby przez resztę życia ład wprowadzać w państwie
i u ludzi prywatnych, i u siebie samych, u każdego po trochu i z kolei. Będą
się przeważnie filozofią zajmowali, a kiedy kolej na którego wypadnie, bę- B
dzie się musiał jeszcze i teraz trudzić polityką i rządami ze względu na dobro
państwa. Będzie się tym zajmował nie dlatego, że to rzecz ładna, tylko dlatego,
że konieczna. I tak będą zawsze wychowywali drugie pokolenie ludzi takich
samych, aby ich zostawić na straży około państwa, a sami odejdą mieszkać
na wyspach szczęśliwych. Pomniki im postawi państwo swoim kosztem
i ofiary będzie składało, jeżeli to Pytia zatwierdzi, tak jak bogom,
a jeżeli nie, to jako ludziom szczęśliwym, którzy coś boskiego mieli w sobie. C
250 Platon, Państwo 540 C
- Bardzo pięknie - powiada - wykańczasz tych rządzących, Sokratesie.
Zupełnie jak rzeźbiarz.
- I kobiety rządzące też, Glaukonie - dodałem. - Bądź przekonany, że ja
w tym, com powiedział, nie mówiłem zgoła raczej o mężczyznach niż o kobietach,
o ile któraś z nich będzie miała odpowiednie warunki naturalne.
- Słusznie - powiada - skoro wszystkie prawa mają równe z mężczyznami,
z którymi wspólnie żyją, jakeśmy to przeszli.
D - Więc cóż? - dodałem. - Czy zgadzacie się, że o państwie i o ustroju państwowym
myśmy wypowiedzieli nie tylko życzenia pobożne, ale rzeczy,
które są wprawdzie trudne, ale jakoś możliwe jednak, i to nie w inny sposób,
tylko właśnie tak, jak się tu powiedziało, kiedy prawdziwi filozofowie
obejmą władzę - albo jeden taki, albo wielu - a obecnymi honorami wzgar-
E dzą uważając, że one nie są godne wolnego człowieka i nic nie są warte,
a oni najwyżej cenią to, co słuszne, i te zaszczyty, które z tego źródła płyną,
a za rzecz najwyższą i najbardziej konieczną uważają sprawiedliwość, więc
jej będą służyć i pomnażać ją, gdy zaczną urządzać swoje państwo.
- Ale jak? - powiedział.
- Którzy tylko - dodałem - będą w państwie mieli więcej niż lat dziesięć,
541 tych wszystkich wyprawią gdzieś na wieś, a tylko dzieci ich wezmą i usuną
je spod wpływu dzisiejszych obyczajów, które są też obyczajami ich rodziców,
i zaczną je wychowywać na swój sposób i według swoich praw, któreśmy
omówili. W ten sposób najszybciej i najłatwiej zbudują państwo
i ustrój, któryśmy omówili; państwo, które będzie szczęśliwe samo i naj-
B większy pożytek przyniesie ludowi, pośród którego powstanie.
- I wielki pożytek - powiada. - A w jaki by sposób powstawało, gdyby
kiedykolwiek powstać miało, to, zdaje mi się, Sokratesie, dobrześ powiedział.
- Więc czy już nie dość - powiedziałem ja - tych naszych myśli o tym
państwie i o człowieku podobnym do niego? Bo chyba i to już jasne, jaki
on powinien być, naszym zdaniem.
- Jasne - powiada. - I zdaje mi się, że to, o co pytasz, to sprawa skończona.

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.dd-bleach.pun.pl www.bud09.pun.pl www.nietylkomama.pun.pl www.blekitniglowczyce.pun.pl www.fctsianecki.pun.pl